Nie użalamy się nad sobą
W piątek 5 lutego wspominamy św. Agatę, orędowniczkę w chorobach piersi oraz patronkę amazonek, które organizują się w stowarzyszenia mieszczące się również na terenie naszej diecezji.
– Inaczej się rozmawia o danym problemie wśród osób, które przeszły taką samą chorobę i leczenie – mówi Dorota Bojakowska, prezes Bogatyńskiego Stowarzyszenia „Amazonki”. – Jesteśmy organizacją samopomocową, nasze członkinie pomagają jedna drugiej. Do tej pory organizowałyśmy wspólną rehabilitację, warsztaty. Wychodziliśmy do społeczeństwa, organizowaliśmy konferencje, szereg akcji uświadamiających, czy wreszcie badania mammograficzne, których tak często brakuje – dodaje prezes bogatyńskiej organizacji, która może dziś pełnić swoją funkcję m.in. poprzez występy kolędowe, szycie maseczek czy udział w internetowych akcjach.
O trudnej sytuacji, jaka dotknęła wiele stowarzyszeń pomocowych, opowiada Agata Kluczyńska prezes Karkonoskiego Klubu Amazonek, zrzeszającego blisko 80. członkiń. – Z uwagi na koronawirusa obecnie prawie cała działalność została wstrzymana. Musiałyśmy niejako „przejść do podziemia” – mówi prezes stowarzyszenia, która jednak nie chowa szabli. – Pozostaje kontakt telefoniczny i działalność informacyjna, np. poprzez Facebooka. Problemem jest jednak to, że średnia wieku w naszej organizacji to jednak 60–70 lat, a nie wszystkie panie dobrze radą sobie z komputerem – tłumaczy pani Agata. – Z uwagi na ogromne znaczenie zaniedbanej profilaktyki zdrowych oraz sytuację psychiczną chorych, pozostaje nam liczyć na to, że sytuacja z koronawirusem się uspokoi – dodaje.
Dlaczego z chorobą warto nie zostawać sam na sam? – Każdy chorobę przechodzi inaczej. Wiem jednak, że ja początkowo zamknęłam się w domu i płakałam. Zastanawiałam się tylko, czy dziś umrę, czy za miesiąc – mówi Teresa Michalska z Bogatyni, która do wstąpienia do klubu została namówiona przez koleżankę. – Do Amazonek zapisałam się jeszcze w trakcie chemii. Wiadomo, że na początku prawie nikogo nie znałam, ale dziewczyny przygarnęły mnie do siebie i poczułam się jak w rodzinie. Tam rozmawiamy o wszystkim, również o rzeczach których może nie powiedziałabym swoim bliskim – tłumaczy. – Tutaj nikt się nad sobą nie użala, przez co człowiek zapomina, że jest chory. Zobaczyłam, że są jeszcze inni, którym można pomagać – dodaje kobieta, która wraz z koleżankami zaangażowała się m.in. w szycie maseczek czy rozliczanie pitów.
– Więcej dostajemy, niż dajemy. To odczucie każdej z nas – mówi pani Katarzyna, od 5 lat w bogatyńskim stowarzyszeniu. – Który moment w chorobie jest najgorszy? Pierwszy etap, w którym człowiek się o niej dowiaduje. Później nie jest już tak źle – tłumaczy kobieta. – Każdy może to sobie tłumaczyć inaczej. Powiedziałam sobie, że nie mogę nic więcej zrobić. Oddałam się Matce Bożej. Miałam jedenastoletnie dziecko i uważałam, że jeszcze potrzebuje matki. Powiedziałam Bogu: „Jeśli dałeś mi ten dar bycia matką, to pozwól, bym mogła się cieszyć tym, jak dziecko rośnie i wzrasta – wspomina łamiącym się głosem. – Gdy przychodzi choroba, chyba nie ma osoby, która nie wierzy. Kiedy leżałam na onkologii w sali była nas ósemka. Tam nie miało znaczenia, czy ktoś był profesorem, czy dziewczyną po podstawówce. Gdy zapadał wieczór, każda brała w ręce Różaniec, modliłyśmy się na głos – wspomina pani Kasia. – Choroba jest tak trudnym doświadczeniem, że nie wierzę, by można było sobie z nim poradzić samemu – dodaje.
Dobrze o tym wiedzą kobiety z Legnickiego Stowarzyszenia Amazonek „Agata”, której patronuje święta o tym samym imieniu. – Już od kilku lat spotykamy się w jej wspomnienie w sanktuarium św. Jacka na Mszy św. o godz. 16. Mamy poświęcenie chlebków, jabłek, mamy przyrzeczenie Matce Bożej. Dziękujemy i prosimy o dalsze lata opieki – mówi Mariola Szymczak, prezes „Agaty”, z którą każda kobieta zmagająca się z chorobą może porozmawiać poprzez telefon zaufania 603 818 538, czynny codziennie od godz. 18 do 20.
– Dobrze że mamy patronkę, której możemy powierzyć nasze losy – mówi pani Ala, która wspomina pierwszy kontakt z kobietami z legnickiej „Agaty”. – Byłam świeżo po operacji, roztrzęsiona. Zobaczyłam kobiety, które przeszły to samo, co ja, a od wielu lat cieszące się życiem. Budowała mnie nadzieja, że w takim razie może mnie też się uda – tłumaczy amazonka.
Do stowarzyszenia w Legnicy należy także pani Jola, która o swej chorobie dowiedziała się podczas pracy na Majorce. – Pamiętam że byłam wtedy w świątyni (mamy tam kościół polski) i spotkałam rodaczkę pracującą w hiszpańskim szpitalu. Zapytała: „Dlaczego nie chcesz, żeby ktoś się o tym dowiedział? Nie będziesz wtedy miała przecież żadnego wsparcia!”– wspomina kobieta, która od razu po powrocie do Legnicy rozpoczęła poszukiwania wsparcia i odnalazła ośrodek na ul. Jordana. Dziś ma nadzieję, że wzorem hiszpańskim powstaną stowarzyszenia dedykowane wszystkim osobom z chorobą nowotworową, bo nie wszyscy wiedzą, że amazonki przyjmują każdego.
– W trakcie audycji telewizyjnej zaprosiłam do stowarzyszenia osoby po przejściach onkologicznych. Dziś mamy u siebie nawet dwóch panów – uśmiecha się Władysława Kotlarek, prezes Bolesławieckiego Klubu Amazonek. – Panuje u nas rodzinna atmosfera, mamy wielu sympatyków.
Wspominany komunikat usłyszał pan Franek. – Był wywiad w telewizji. Na drugi dzień pojechałem i zgłosiłem się. Przyjęli mnie miło i do tej pory działam w stowarzyszeniu – mówi mężczyzna chorujący na złośliwy nowotwór. – Zachęcam wszystkich! Czas można spędzać inaczej! Bardzo wielu chorujących mężczyzn, nie wie, co ze sobą zrobić. Wstydzą się. Nie ma czego! Ostatnio wraz z żoną dołączył do nas jeszcze jeden kolega, z pochodzenia Francuz. Śpiewa, gra na gitarze – cieszy się pan Franek, któremu na spotkaniach również towarzyszy żona.
Jakub ZAKRAWACZ
Artykuł ukazał się w Gościu Legnickim nr 5/2021